"Szkoła ma wyrabiać u dzieci zmysł piękna. Wszystko, co dziatwę w szkole otacza, winno odznaczać się wyglądem estetycznym, począwszy od ogólnego wyglądu sali szkolnej, rycin i książek, a skończywszy na sprzęcie pisarskim. (...) Nauka pisania, jak każda inna, powinna kształcić i wychowywać. Ma ona ćwiczyć nietylko rękę i oko, ale kształcić także umysł, pobudzać uwagę, podniecać wolę ku dobremu, przyzwyczajać do karności i posłuszeństwa, budzić zamiłowanie do piękna, taktu, czystości i porządku, wkońcu ma wpływać na wyobraźnię i zmysł estetyczny wychowanków." Stefan Tatuch, Nauka pisma użytkowego i ozdobnego, Lwów 1927. (ortografia oryginalna)

Celem zachowania oryginalnej pisowni przedwojennej należy spodziewać się tutaj ortografii dziś uznawanej za błędną. Będzie się to zdarzać w szczególności podczas cytowania książek i podręczników. I tak na przykład: oryginalny przedwojenny zapis słowa "kaligrafia" to KALIGRAFJA.










Oto jedna z moich najbardziej wzruszających zdobyczy. 5 zeszytów do "kaligrafji polskiej" uczennicy II-IV klasy, Zosi R., z lat 1931-1933. Pierwszy zeszyt ujawnia, że Zosia dopiero zaczyna naukę kaligrafii. Kreski proste, pochyłe, laski zagięte u dołu, laski zagięte u góry, pojedyncze litery, a potem próby złożenia ich w wyrazy - wszystko pisane ołówkiem z dość mocnym naciskiem, zdradzającym niepewność, koncentrację i staranność. W następnym zeszycie Zosia zamienia ołówek na stalówkę i atrament, kontynuując ćwiczenia z zeszytu pierwszego. Kolejne zapisane kartki to kolejne etapy: wyrazy, zdania, wielkie litery. Ostatni zeszyt ćwiczeń pełen jest powtarzanych zdań, widać też powroty do ćwiczeń z zeszytu pierwszego - taki szlif. Oczywiście, nie można nie zauważyć postępu, jakiego dokonuje Zosia w ciągu zaledwie dwóch lat nauki. Z zapisanych kartek wywnioskować można, że lekcje kaligrafji odbywały się raz w tygodniu, wielce prawdopodobne, że nauczycielka, bądź nauczyciel, korzystał z podręcznika dla nauczycieli autorstwa Stefana Tatucha. Podręcznik ten z roku 1927, kierowany do nauczycieli i uczniów seminariów nauczycielskich był, zdaje się, jedynym w tamtych czasach wydanym podręcznikiem do nauki kaligrafji. Wskazówką są też podobne ćwiczenia i kształty liter (szczególnie wielkich). Co ciekawe, trafiłam również na świadectwo Zosi, z którego wynika, że jej postępy w kaligrafowaniu, jak na ówczesne normy, było dość... przeciętne.
Nie zmienia to jednak faktu, że zeszyty są niezwykle cenną pamiątką. Poczytuję to za ogromne szczęście: znalezienie pięciu zeszytów, należących do jednej uczennicy z początku nauki kaligrafji polskiej, kontynuowanej przez następne dwa lata. A wszystko z czasów przedwojennych, kiedy to kaligrafja użytkowa przeżywała swój najwspanialszy czas. Od tego czasu Zosia często zostaje bohaterką moich warsztatów i kursów. Jej początkowe ćwiczenia (z którymi wszyscy zmagamy się rozpoczynając kurs), a potem niesamowity progres dodają otuchy i wzruszają. Łatwo się z Zosią utożsamić. Łatwo wyobrazić sobie atmosferę ówczesnych zajęć: stukot stalówek o dno kałamarza (Stefan Tatuch w swoim podręczniku zabrania!), drapanie stalówek, wysunięte języki mające ułatwić skoordynowanie ruchów, złość na kleksy (choć my dziś na kleksy się nie gniewamy), spokój i brak pośpiechu. Tego ostatniego wszyscy pragniemy, dlatego spotykamy się na kursach kaligrafii - współczesnej namiastce ówczesnych zajęć.

A do podręcznika Stefana Tatucha jeszcze wrócimy....