"Szkoła ma wyrabiać u dzieci zmysł piękna. Wszystko, co dziatwę w szkole otacza, winno odznaczać się wyglądem estetycznym, począwszy od ogólnego wyglądu sali szkolnej, rycin i książek, a skończywszy na sprzęcie pisarskim. (...) Nauka pisania, jak każda inna, powinna kształcić i wychowywać. Ma ona ćwiczyć nietylko rękę i oko, ale kształcić także umysł, pobudzać uwagę, podniecać wolę ku dobremu, przyzwyczajać do karności i posłuszeństwa, budzić zamiłowanie do piękna, taktu, czystości i porządku, wkońcu ma wpływać na wyobraźnię i zmysł estetyczny wychowanków." Stefan Tatuch, Nauka pisma użytkowego i ozdobnego, Lwów 1927. (ortografia oryginalna)

Celem zachowania oryginalnej pisowni przedwojennej należy spodziewać się tutaj ortografii dziś uznawanej za błędną. Będzie się to zdarzać w szczególności podczas cytowania książek i podręczników. I tak na przykład: oryginalny przedwojenny zapis słowa "kaligrafia" to KALIGRAFJA.











Trzy zeszyty z lat 1870/1880. Kupiłam wszystkie trzy, bo wyglądały jak zeszyty jednej osoby. Każdy z nich liczy po około 200 gęsto zapisanych stron. Najprawdopodobniej należały do studenta. Jest zeszyt do greki, arytmetyki i - chyba - filozofii. Wszystkie pisane kurrentą, choć notatki sporządzane szybko nadały jej dość osobliwą formę. Nie muszę niczego rozumieć, dla mnie każda strona to takie małe dzieło sztuki. Zadziwiające ile przyjemności może dać śledzenie formy litery, spontanicznej kompozycji sporządzonej notatki - nieregularność linii, przekreślone wyrazy, poprawione litery, dynamika i ta oszczędność miejsca... Zeszyty zapisane czasami od brzegu do brzegu, a jeśli zachowane są marginesy to według starej metody: poprzez zagięcie kartki.
PAPIER! Jak cudowny to papier! Po 150 latach brak miejsc, w których widoczny byłby wpływ wilgoci (ten dostrzegalny dla oka i ten, do którego przyzwyczaił nas "papier" dzisiejszy). Ale nie tylko papier. ATRAMENT. Klucz do sukcesu: papier + atrament. 
W jednym z zeszytów pozostało wiele niezapisanych stron... Rozsądek (?) spiera się z pokusą. Tyle papieru, tak dobrego, miałoby się zmarnować? Ale nie zrobię tego. W tak gęsto zapisanych zeszytach te puste miejsca wybrzmiewają swoją ciszą. Potrzebną tak samo, jak cisza w muzyce. Przewracam strony i w tych niezrozumiałych dla mnie znaczkach słyszę dźwięki. Są one, te litery i znaki, trochę jak liście, dzięki którym wielki dąb zdaje się lekkim, pełnym muzyki i ruchu...